Wypili z Jarkiem 0,7 czystej i połóweczkę whisky i na rozchodniaczka wiśnióweczkę. Mieli nie pić, bo ostatnio żony się zgadały, że przesadzają z tymi zakrapianymi męskimi spotkaniami i obiecali, że do Świąt nie będą…
Poza tym wpadł do Jarka tylko na moment wracając z roboty, żeby zmienić żarówki w podwieszanym suficie, bo im się przepaliły, a Jarek ma dwie lewe ręce. No i tak jakoś wyszło, że Jarek wyciągnął flaszkę w podzięce, no to nie wypadało wziąć i wyjść tylko otworzył i ponalewał. Starej Jarka nie było więc kto im zabroni. Wszyscy zawsze mówili, że ma mocny łeb i może wypić. Nie dziwota metr dziewięćdziesiąt i 130 kg żywej wagi, ręka jak bochen chleba i 46 nr buta. Żona się śmiała, że Basia ich pięcioletnia córeczka może mu na dłoni tańczyć. Ciemno się zrobiło, będzie miał gadane w domu. – Dobrrra Jaaareeeczkuu, zaabierraaam siiiię. – zabełkotał, wstał od stołu i go zakołysało. – Zzzaaa szybkooo wsstaaałeeem kurka wodna. Yyk. – czknął.
Jarek już go nie słyszał, bo spał oparty o łokieć na stole. – Ale się skuł jak łyżwa, kurka wodna. – pomyślał.
Jakoś zaczęło bździć, śnieg jakiś czy chuj….
Zośka wracała z pracy, ale ździwko zaliczy jak zobaczy, że Jarek uśpiony. Zagadnęła go już z fochem – Janek chłopie znowu ledwo na nogach się trzymasz. Wracaj do domu, bo Kryśka cała w nerwach.
Wsiadł do auta i ruszył… Kurwa, ale pada, teraz się na zimę zebrało. Płaty takie wielkie, przyspieszył, już by chciał być w domu, otulić się kołdrą i zasnąć. Nawet jak stara będzie gadać, potraktuje to jak kołysankę. No już prawie w domu… Dwa zakręty i łózio. Kurna, ślisko!!! Wjechał na jakiś kamień czy chuj, bo tak łupnęło. Zaparkował pod domem, otworzył drzwi od auta i wypadł z samochodu. – Ale kurrrrwa śśśśśliskoooo. – zaklął pod nosem.
– Jakie ślisko, jakie ślisko nawet stopą ziemi nie dotknąłeś hlejusie jeden!!!!
– Czeego yyk się drzesz kobietooo… – już włączyła suka jadaczkę, pomyślał.
– Jezu! Janek, ty masz zbity reflektor i tak dużo krwi jest na zderzaku. Janek! Jezus Maria, Janek.
– Na kaaamień yyk wjechałem Krystyynaa, boo teen cholerny śnieeeg czy chuj. – próbował wstać, ale jakoś nie miał siły. – Boże najświętszy, żeby to był tylko pies. Tyle razy Ci mówiłam… Tyle razy…- Krystyna załkała.