fbpx

Wódka z kredensu od babki na Brzeskiej

Ile ona godzin wystała przed bramą, na tej swojej Brzeskiej. Składała dłonie w dwie piąstki i uderzała o siebie. To taki sygnał był dla klientów, że wódkę od niej można kupić.  Miała dojścia, umiała towar załatwić. Jej kredens był zawsze wypchany flaszkami bimbru i czystej. Miała też półkę ekskluziw z koniakami i ruskim szampanem jak by ktoś chciał dla doktorów. Musiała tak żyć, dwoje dzieci miała małych na garnuszku. Sama wszystko ciągnęła. A że była obrotna i energiczna to szybko zebrała grono stałych klientów i na całej warszawskiej Pradze wiedziano, że po wódkę to się do Wiśniewskiej na Brzeską chodzi. Nawet milicja obywatelska wódeczkę u niej kupowała i dzięki temu była chroniona i towarzysze nie konfiskowali zawartości kredensu. Raz tylko mało jej nie zamknęli, bo jej Jacuś jak miał 12 lat to kolegów ze szkoły zaprosił i tak się popili jej zapasami, że karetki na sygnale na odtrucie musiały dzieci zabierać. Rodzice tamtych, ważni państwo poszli na milicję i zgłosili. Ale wtedy pan inżynier z czwartego poświadczył, że to pewnie gówniażeria sama bimber przyniosła i się potruli, bo przecież pani Wiśniewska to zupą pomidorową w słoikach handluje i pyzami a nie bimbrem – No co za pomysł – fuknął w tych okularach w rogowej oprawce i białej koszuli z krawacikiem.

A potem te dzieciaki rosły i przychodziły wódkę kupować. A teraz to tabliczki „Młodzieży do lat 18 alkoholu nie sprzedajemy.”. To co? To znaczy, że ona całe pokolenia rozpiła? Przecież w PRL wszyscy popijali nawet inżynier i ci z suteryny i Kalinowski spod trójki.

Weszła do swojego mieszkania, zdjęła stare Relaksy, powiesiła płaszcz, podeszła do kredensu wyjęła pół litra i nalała sobie kieliszek. Alkoholizm cholera jasna – zamruczała i przechyliła lufkę.

Subscribe
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments