Do bigosu wlała barszczu. To nic. Spokojnie. Wzięła tylko jednego łyka. Nic się nie stanie. Zje pieroga z grzybami na zmianę smaku albo śledzia. Tak śledzia zje, to zapomni o smaku wina.
Zajęła się myciem garnków, poprawiła poduszki na kanapie, wstawiła pranie. Sprawdziła na swojej liście zadań przedświątecznych czy wszystko już załatwiła. Wszystko. Uśmiechnęła się do siebie.
– Kawał dobrej roboty odwaliłam. Napracowałam się. Trzy miesiące trzeźwości to ogromny sukces. W sumie to może dopije sobie to wino, do końca. Zasłużyła. Nic się nie stanie, tylko ten kubeczek.
Wypiła łapczywie duszkiem i poczuła, jak robi jej się ciepło w brzuchu. Poczuła napięcie zmieszane z ulgą. Ciekawe, czy jeżeli napije się jeszcze troszkę to, to napięcie zniknie zupełnie. Pewnie się denerwuje czy wszystko się uda, Jutro wigilia, tyle gości przychodzi. Wyjęła z lodówki napoczętą butelkę i nalała sobie do kubka. Wypiła. A potem zaniosła tę butelkę do szafki w łazience. Schowa. Po co mąż ma się denerwować, przecież nic się nie stało.
- Musisz być czujny. Musisz nawet sprawdzać czekoladki i ciastka czy nie zawierają alkoholu. Bo nawet mała kropla może pociągnąć całą lawinę.
- Musisz nauczyć się obserwować. To taki klasyk… Kilka tygodni abstynencji, starania i praca, a potem potrzeba gratyfikacji. Trzeba się nagrodzić. To zgubne przekonanie wiodące w systemie iluzji i zaprzeczeń sprowadza alkoholika na manowce. Nie pozwala mu wytrwać. Daje zgodę na chlanie. Czy to nie bez sensu?
- Wszystko jest w głowie. Zaczynasz kombinować. Musisz to zauważyć. Prowadź dzienniczek uczuć. Prowadź plan dnia. Zajmij czymś ręce i głowę.
- Jeśli tylko chcesz…
- No właśnie! Nic nie musisz. Tylko chcieć i pracować.