A potem w liceum jak zakochała się tak bardzo w koledze z równoległej klasy i on tak bardzo się upijał na wszystkich imprezach i ona piła z jego kieliszków i butelek, tylko po to, żeby on wypił mniej. I wtedy robiła się fajniej. Wesoło. Śmiali się i kochali w łazience na pralce u gospodarza imprezy, albo na dachu jej bloku i było widać gwiazdy. Lubiła jego zapach wódki i papierosów. Cameli. Jakoś kojarzył jej się z tatą. Chociaż wtedy jak była dzieckiem napawał ją niesmakiem.
Wracała do domu często na cyku, ale rodzicom nie sprawiało to kłopotu… Często zapraszali ją do siebie, żeby poopowiadała… Mama w rozchełstanym szlafroku z papieroskiem i koniakiem i ojciec sączący piwo.
Studia były pasmem imprez. Studiowała stomatologię i wiadomo było, że tam się pije. Po ćwiczeniach z anatomii czy patologii szli do baru albo do akademika.
Na swoim weselu upiła się tak, że do teraz krążą anegdoty rodzinne o tym jak tańczyła na stole i wuja Stacha co chwilę całowała w łysą głowę zostawiając mu ślady czerwonej szminki. Jakież to zabawne.
Kiedy zaszła w ciąże pojechała do babci do Zamościa. Wiedziała, że tam będzie bezpiecznie z tymi konfiturami, kocykiem, herbatą i książkami. Czuła pod skórą, że mąż, rodzice, znajomi wciągną ja w wir zabawy i utopi dzieciaka, który w niej rósł.
Ale już nie karmiła. Wytłumaczyła wszystkim, że nie ma pokarmu. I kiedy w nocy wstawała do córki i robiła jej mleko, pociągała z gwinta czerwone wino schowane w szafce przy lodówce.
Nie pamiętała tylko jak to się stało… Że mimo tego niesmaku z dzieciństwa jej dom był domem zabawy. Jej mąż na rauszu podszczypywał jej koleżanki, ona siedziała na kolanach wspólnika męża szanowanego chirurga i perliście się śmiała. A jej kuzyn w kapeluszu, porywał wszystkich gości do tańca i wężem w rytm muzyki przechodzili przez cały dom. A jej kilku letnia córka patrzyła na nich i chociaż się śmiała, nie mogła oprzeć się uczuciu, że mała ma niesmak.
W punkt!