Pęknięte lustro

Siedziała na łóżku…Naga… Paliła papierosa….  Miała skołtunione włosy, rozmazany makijaż… Czarny tusz spływał po policzkach mieszając się z łzami…. Połamane paznokcie, z resztkami czerwonego lakieru nawet w niej wzbudzały odrazę… Skotłowana pościel nie pamiętała pralki, śmierdziała alkoholem, moczem, potem, spermą, brudnym, lepkim seksem, meliną….

Wstała pokracznie i podeszła do pękniętego lustra…. Boże… Co się z nią porobiło – rozdęty, siny brzuch, ciężkie brązowe piersi, nogi i ręce jak patyki, całe posiniaczone. Nalana, spuchnięta twarz, podbite oko, białko oka krwisto czerwone. Uniosła piersi w obydwie dłonie i rozpaczliwie uśmiechnęła się do siebie w lustrze…. Miała piękne, białe zęby, z ostrymi kłami…Tylko to jej zostało z dawnej świetności. Była najpiękniejszą dziewczyną w miasteczku. Jesteś jak Sofia Loren mówili chłopcy prosząc ją do tańca na dansingach w remizie. Była wysoka, nogi do nieba, kruczoczarne długie włosy, oczy migdały i te zęby -równe, białe w kształtnych ustach. Chciała być pielęgniarką albo przedszkolanką. Tak szybko się zakochała. Mówili o nim, że najlepsza partia. Baby kleiły się do niego jak muchy. A on ją wziął na sianie, za remizą jak swoją i od razu zaszła w ciążę. Ślub był szybko, żeby wstydu nie było. Teściowa kazała jej mówić, kiedy córka się urodziła, że to wcześniak, że niby ślub po bożemu, z miłości, a nie przez bachora. I ona utkwiła w pieluchach, zupach, kupach z płaczącym dzieckiem i krytyką niezadowolonej teściowej, a on chodził niby do roboty tylko wracał późno i pachniał kobietami, perfumami, wódką. Kiedy mała trochę podrosła oddała ją do żłobka, a sama załatwiła sobie robotę w barze „Jutrzenka” – biały fartuszek, biała opaska i pewna ręka, kiedy nalewała czystą do musztardówek. Jakoś szło, klienci ją lubili. Pani Joasiu. Pani to się powinna nazywać Sofia tak pani piękna – mówili i wznosili toasty. Cieszyło ją to, bo mąż już w ogóle na nią nie patrzył, tylko prowadzał się z dziewczynami i obłapiał je po kontach. Kiedyś szefowa poprosiła ją, żeby zaczęła pracować też wieczorami, bo chłopy ją lubią, dziecko już odchowane to teściowa wieczorem posiedzi, a ona więcej zarobi. Zgodziła się. Tylko, że tak jej tęskno było za tą obietnicą szczęśliwego życia z najlepszym chłopakiem w miasteczku, który chociaż był jej mężem w ogóle jej nie zauważał. Wieczorami nalewała wódkę i coraz częściej wznosiła toasty z śliniącymi się do niej klientami. A kiedy wódeczka troszkę ją rozluźniła to pozwoliła się poprosić do tańca…. Nie odganiała się od tych co podszczypywali i wkładali ręce pod ciasny stanik. A kiedy wracała do domu, teściowa stała jak zjawa w drzwiach, w szlafroku i w wałkach na głowie i wyzywała ją od wywłok i pijaczek. O swoim synu, który zwykle wracał jeszcze później pijany i wyłajdaczony nie wspominała. Aż któregoś dnia, to była niedziela na podwórku stanęła wyfiokowana młoda dziewczyna z niemowlęciem na ręku… Że niby przyszła ojcu dzieciaka przedstawić. Przyszła i została. A ją teściowa pognała, krzycząc, że sama sobie winna, bo z pijakami się łajdaczyła, a dla męża czułości nie miała.

Szefowa pozwoliła jej zamieszkać na zapleczu. Nic nie miała tylko ten fartuszek biały i buty na obcasach. No i oczy migdały, włosy czarne i długie, piersi pełne, talię i białe zęby…. Miała też powodzenie… I tęsknotę za córką, której teściowa nie pozwoliła zabrać. Widywała ich wszystkich w kościele tę młodą lalkę z wózkiem, męża, teściową i córeczkę, która tą młodą za rękę trzymała. Tą tęsknotę tylko gorzałka potrafiła ukoić. I te dansingi – „Za zdrowie pań, za zdrowie, szampana pijmy aż do dna panowie…”. Odłożyła pieniądze, bo panowie nie żałowali. Załatwiła sobie mieszkanie w kamienicy na rynku. Koleżanki pomogły urządzić. Ale tęsknota nie mijała. Patrzyła przez okna z ulicy jak w domu teściowej jej mała rośnie i serce jej się rwało. A potem wracała do domu i przechylała koniaku. Już bez tego koniaku to nie potrafiła żyć. Koniak, papieros i dobre perfumy. Takie jej się to wydawało eleganckie. Wódkę odstawiła. Szefowa cieszyła się, że ma taką dobrą barmankę, która jeszcze dupy klientom daje. Obrót rośnie. Ale jak już do pracy po koniaczku zaczęła przychodzić i ręce jej się trzęsły, jak wódkę nalewała i uroda z niej zaczęła uchodzić to wywaliła ją na zbity pysk, niby że manko zrobiła. Ale klienci o niej nie zapomnieli… Jak wracali z baru, albo dansingu to dzwonili do jej drzwi, przy rynku. Koniak przynosili i nogi rozkładali. A jak była zbyt pijana, żeby ich przyjąć to brali ją sobie jak chcieli… Często obrywała. Lali ją po twarzy, szarpali za włosy, że słabo ciągnie, albo za mało jęczy, albo że…. Eh…. Już nie była elegancka. Nie czesała włosów, nie zakładała toczka na głowę i kabaretek. Dzisiaj znowu obudziła się po libacji, nie wiadomo z kim, pobita, zgwałcona i pijana… Co się z nią porobiło? Sąsiadka, młoda z dzieckiem, która jej tak często mówi dzień dobry i maślane bułki przynosi, weszła do jej meliny. – Pani Asiu dosyć tego, ja nie mogę patrzeć co się z panią dzieje. Ja tu dzisiaj pani posprzątam, zmienię pościel, umyję i zamknę na klucz. Jedzenie będę przynosić. Pani się musi za siebie wziąć.

Patrzyła na tą młodą dziewczynę, ale w ogóle nie rozumiała co tamta do niej mówi. Stała przed tym lustrem, naga i płakała. – Widziszzzz tylko zęby mi zostały… Widzisz? – szczerzyła się.

Sąsiadka wyszła, by za chwilę wrócić z czystą pościelą. Zerwała z barłogu brudne szmaty jednym ruchem i w całości wrzuciła do czarnego wora na śmieci. Teraz butelki, zebrała wszystkie. Wzięła ją pod ramię i wsadziła do wanny. Nalała jakiegoś pachnącego płynu. – Pani tu leży i się moczy… – zaświergotała. Męża swojego przyprowadziła i latał z odkurzaczem. Kuchnię ogarnęła. Okna i firanki. Umyła ją czule. Wyszorowała gąbką, umyła włosy. Nabalsamowała, wyperfumowała…. Nawet nogi ogoliła. Rozczesała włosy i założyła koszulkę z granatową koronkę. Położyła ją w czystym łóżku. Usiadła na brzegu łóżka i zmyła z jej paznokci resztki lakieru, opiłowała w migdał.

– Hanka zmiłuj się, przecież jak z niej wóda zejdzie to nam tu umrze. – narzekał sąsiad.

– Nie umrze. – leć do apteki po elektrolity. Ja napoję ją rosołem. Zamkniemy ją i będę tu zaglądać.

Nie umiała podziękować. Łzy jej ciekły po policzkach.

Poszli. Strasznie ją trzęsło. Wstała i wyszła na balkon. Zobaczyła Zdziśka chyba był u niej wczoraj. – Zdzisiek, choć no tu. Przynieś mi piwa. Mocnego. Albo setkę. Co? Zamknięta jestem. Dupy Ci dam, jak mnie otworzą. Przynieś no błagam cię.

Przyniósł, w wiadrze na sznurku jej podał. Wypiła duszkiem i z powrotem się położyła.

Co za ulga. Zasnęła.

Obudziła się… huczało jej w głowie. Słyszała jakieś krzyki. – Zapaść! Hanka! Nie mają noszy! Michał znieś ją do karetki! Do szpitala! Szybko!

Jechała w karetce. Tak głośno wył sygnał. Może ją uratują. Może się pozbiera. Może sąsiadce przy dziecku pomoże. Umie się zajmować dzieckiem. Może… Boże co się z nią porobiło? Była jak Sofia Loren… Ale zęby jej zostały. Może. Jej córka miała na imię Hanka.


  • To historia o tym jak człowiek szybko może spaść z wysokiego konia.
  • Jak traci czujność i uważność.
  • Jak rzeczy kiedyś nie akceptowane, stają się chlebem powszednim.
  • Jak dużo może stracić.
  • To historia o niesprawiedliwości i nieszczęśliwych zbiegach okoliczności.
  • To historia o nadziei. Bo znalazł się ktoś kto podał rękę, ugotował rosół, umył, posprzątał i zmienił pościel. Ktoś kto się nie brzydził, nie oceniał, ale zaczął wymagać i dał nadzieję.
  • To historia o kimś kto zadzwonił po karetkę.
  • Pamiętajcie z każdego najgorszego punktu można się odbić ku lepszemu. Przeszkoda może być tylko rozwalone, stracone zdrowie. Ale nawet jeżeli masz go resztki to dasz radę. Tylko się poddaj tym co wymagają i pomagają Ci znaleźć nadzieję.
  • Stań przed lustrem…. Byłeś/aś kiedyś królem świata, a teraz się nie poznajesz. Boże co się z Tobą porobiło? Jeszcze może się uda… Przecież byłeś/aś królem świata. Masz go w sobie. Odwagi! Zacznij od siebie wymagać.

P.S. Joanna jest opiekunką dziecka Hanki. Przeszła u nas półroczną terapię. Ma zawsze pomalowane paznokcie. Jest elegancka. Pije herbatę w filiżance z cienkiej porcelany. Zrobiła kurs ratownika medycznego i pomaga w hospicjum opiekować się starszymi ludźmi. Ma psa. Codziennie pływa. I mówi byłam kiedyś jak Sofia Loren. Dzisiaj jestem Joanną. Jak dobrze!

Komentarze

Opublikowany w Blog | Możliwość komentowania Pęknięte lustro została wyłączona

Możliwość komentowania została wyłączona.

Czytaj inne

Więcej artykułów z bloga

utrata miłości
Jak przeżyć utratę miłości

Leżała w pokoju gościnnym zwinięta w embrion, otulona szczelnie kocem i obłożona poduszkami. Jak w kokonie. Chociaż na zewnątrz było…

28 lipca, 2021
złość
Jak sobie radzić ze złością

Złość!!!! Usiadła na fotelu nie zdejmując płaszcza i czapki. Wyglądała na wyczerpaną. Po policzkach płynęły jej łzy, rozmazując czarny tusz…

27 lipca, 2021
mgła
Mgła

Ciągle czegoś zapominał… Miał taką ciężką głowę, jak by ktoś mu założył czapkę w upalny dzień. Czuł, że cały czas…

30 czerwca, 2021
depresja
Nic jej się nie chciało

Nic jej się nie chciało. No, nic. Zupełnie. Trochę ją to denerwowało, bo znajomi ciągle coś robili. Zapisywali się na…

24 czerwca, 2021