– Wiesz, ja dopiero teraz zrozumiałam jaki alkoholizm jest okropny. Jak mój ojciec był z tym nałogiem sam. Jak nikt o niego nie walczył. Jaki to jest kokon… – powiedziała jej przyjaciółka.
Wybrały się na długi spacer do lasu. Na borówki. Czerwone. Które potem zagotuje z cukrem i z gruszką i będą na święta do kaczki.
Kiedy miała wolną głowę, bez pracy, bez tego codziennego pędu, od razu zaczynała o nim myśleć. A jak zaczynała o nim myśleć to zaczynała o nim mówić. Opowiadała jak uwielbiała jeździć z nim samochodem i nigdy jej się nie chciało wymiotować. Bo tylko on potrafił tak prowadzić, żeby nie wyciągnąć z niej potwora choroby lokomocyjnej. Czuła się cudownie, kiedy cały czas trzymał dłoń na jej nodze. Gadali, śmiali się, czytała mu na głos „Papuszę” opowieść o cygańskiej poetce. Czasami się bardzo bała jak już, jego skóra oddzielała się i wpadał w głód. Wtedy denerwował się, prowokował kierowców, przeklinał.
Tak bardzo lubiła z nim rozmawiać. O wszystkim. O tym co trzeba zrobić (a potem się tego nie robiło, bo on zaczynał pić), o tym jak politycy gadają głupoty, że nie da się ich słuchać, o serialu na netfliksie, o tym, że mogliby otworzyć piekarnię. Często się śmiali, bo kiedy oglądali razem seriale ona ciągle musiała mu coś tłumaczyć.
Jaki był dla niej przystojny i jak bała się, że ją zdradzi z koleżankami z ośrodka. Jaka była zazdrosna. Jak mu nie ufała, bo ciągle trzecim okiem coś czuła, coś odkrywała…. A on się wtedy śmiał i mówił, żeby pozwoliła mu być facetem, że to takie męskie i że z nikim nigdy nie był tak szczery jak z nią.
I jak pojechała do niego do ośrodka i w sylwestra zatańczyli sobie jedną piosenkę -Unchained Melody. Piosenki…
Kiedy zaczynał pić i kiedy wychodził z ciągów i się godzili to wysyłali sobie często muzykę: „Jego Cień” Więckiewicza i Grochowskiej, „Po tamtej stronie” Dyjaka, „Wprost w ramiona me” Sojki, „Jutro” Lemonu i najważniejsze, i najpiękniejsze dla niej – „Po pół! Po pół!” Kingi Preis i „Clown” Braciaka.
I kiedy puściła swojej przyjaciółce te dwie ostatnie piosenki obie się popłakały.
Okropne było to, że wszystkie wspomnienia piękne, przeplatały te okropne, z głodów, z pijaństwa, z nielojalności i kłamstw. Nie potrafiła o tym zapomnieć. Starała się, ale nie potrafiła. I to w niej budowało paraliżujący lęk. To nakazało jej odejść. To nie pozwoliło jej przy nim trwać. Dopóki nie przestanie pić. Ale nie miesiąc, dwa, trzy. Dopóki nie przestanie pić na zawsze.