Była w solidnych tarapatach finansowych…. Codziennie w nocy budziła się i włączała w głowie liczydło: czynsz 1000 zł, telefon 100 zł, ZUS 1500 zł, szkoła dzieci 1800 zł, telewizja kablowa i internet 150zł, benzyna 1200 zł, 500 zł spłata karty kredytowej w jednym banku, 600 zł w drugim banku, 1200 kredyt w jednym banku, 600 zł w drugim banku, 800 zł w trzecim banku, 300 zł raty w IKEA, 500 zł raty w MediaMarkt, 2000 rehabilitacja i lekarze rodziców…. To koszty stałe. Jeszcze jedzenie, karmy dla zwierząt i już…Rany Boskie… Ilu klientek musi przyjąć, żeby zarobić na to wszystko…
Wtedy wstawała i sięgała do torebki po kalendarz. Zaczynała liczyć klientki – w poniedziałek ma trzy masarze, dwa manicure, trzy pedicure i jedno czyszczenie, we wtorek 5 masaży i jeden botoks… itd. Po klientach liczyła pieniądze. Nigdy nie było akurat… Ten lęk spędzał jej sen z powiek i powodował zacisk w środku. Nie mogła się rozchorować. Nie mogła sobie zrobić wolnego. Przez najbliższe 10 lat musi zasuwać non stop, żeby chociaż te kredyty pospłacać. Rany Boskie…. Jaka była głupia.
Jakie to szczęście, że ma taki zawód, że zawsze jakoś zarobi. Ale na to, żeby dzieci mogły pojechać na wakacje znowu musi się zapożyczyć…
Wymyśliła, że pokaże mu, że życie jest piękne. Że stworzy mu taki komfort życia, że on nie będzie miał żadnego powodu, żeby nie pić. Najpierw zaczęła sprzedawać złoto i wydawać oszczędności, potem brała małe kredyty. Mieli na super hotele na weekendy, na doskonałe jedzenie w knajpach i w delikatesach, na super ciuchy i różne drobne przyjemności… Ale to nie działało, więc zaczęła dodatkowo płacić za terapię, esperal, wizyty u specjalistów itd.
Potem, kiedy był już w ośrodku wydawała na odgruzowanie mieszkania, świeżą, pościel, zrobienie mu gabinetu, urządzenie tarasu. Kupiła mu auto, żeby miał czym jeździć, jak wróci z ośrodka, poza tym jak będzie jeździł to może nie będzie pił w myśl zasady „Piłeś nie jedź!”. Nie jakieś fantastyczne, za miliony. Używane, ale zawsze to auto.