Ale się kurna narobił…. Obiecał matce, że nie zmarnuje jej dnia matki i nie będzie pił. Ciągnęło go strasznie, ale jakoś mu się zrobiło szkoda … była coraz starsza i coraz słabsza. Rzadko o niej myślał co przeżywa, kiedy on leciał w trupa.
Jej drzwi zawsze stały otworem. Przyjmowała i wycierała łzy jego żonie i dzieciom, kiedy uciekały od niego po pijackich awanturach, albo przyjmowała jego i załatwiała odtrucie… Zawsze w niego wierzyła. Czasami, kiedy zapił gdzieś na melinie potrafiła do niego dzwonić całą noc, sto razy aż telefon się wyładowywał.
Więc teraz chciał dotrzymać obietnicy… Ale ciągnęło go, nie ukrywał…. Wymyślił, że zajmie się robotą. Umył w chałupie okna, przekopał ogródek, podsiewał trawę i posadził bez i hortensje. Matka była zachwycona. Następnego dnia zajął się swoim mieszkaniem – uprał firanki i rozwiesił, wytrzepał dywany, przytachał zapas wody i innych ciężkich zakupów. Żona też dała wiarę w te starania. Potem złapał fuchę na budowie. Całkiem niezła, za dobre pieniądze. Wykończeniówka u dewelopera. Już liczył w głowie, ile zarobi i na jakie wakacje dzieci zabierze. Kurna dopiero początek maja…. Jak on da radę trzy tygodnie? Kurna kto jak nie on? Da radę. Zajmie się robotą. Poszedł do szefa i poprosił o nadgodziny. Szef się śmiał, że wszyscy go ostrzegali, że on najgorszy chlor, a dzisiaj widzi, że czego się dotknie zamienia się w złoto. No i dostał te nadgodziny. Żona i matka były takie dumne. Kumple zazdrościli i dokuczali, że stoper włączają, ile wytrzyma. Ale tylko go to napędzało. Trawa u matki puściła więc latał po pracy i kosił, albo podlewał, a ona nalewała mu drżącą ręką pomidorowej. Jej pomidorowa była najlepsza. Zawsze dodawała do niej trochę cynamonu.