Był w strasznym stanie, czuł się jak w jakiejś bańce z grubego szkła, w pułapce, w której jakikolwiek krok zrobi skończy się to dla niego źle. Bolały go bebechy, każdy łyk alkoholu sprawiał ból, ale próby przetrzymania i wytrzeźwienia bolały jeszcze bardziej. Nie był zdolny do myślenia. Tak jak by ktoś poszatkował mu myśli. Słowa nie układały się w logiczną całość, tylko w bełkot bez ładu i składu. Jak stężenie wódy spadało to nagle wszystkie obrazy nabierały przyspieszenia. Tak, jak gdyby ktoś puszczał mu film na przyspieszonych obrotach, przedmioty zaczynały się ruszać, widział zwierzęta, koty, dużo małych kotów, strasznie miałczały… Kiedy próbował je utulić, uciszyć, gryzły go i drapały. Przebłyskiem rozumu tłumaczył sobie, że to biała gorączka, delirka, że tak mu się tylko wydaje… Ale to było takie straszne i takie prawdziwe, wziął stołek i zaczął rozwalać te koty… Koty? Nie to jacyś rycerze z twarzami potworów, bez twarzy z mięsem ociekającym jakimś dziwnym lepem i ten lep cały się do niego przyklejał, brudził go. Szukał w amoku resztek pieniędzy. Liczył. Zostały mu same drobniaki. Kurna jak to przeżyje. 2,67 – tyle miał. Promili? Nie promili, kurna, nie promili (!) skąd mu się promile wzięły? 2,67 zł. Starczy na bełta albo piwo. Mało. Może od sąsiadki pożyczy. Pogoniła go. Powiedziała, że nie ma, żeby przyszedł jutro. Jutro kurna, Jutro będzie futro. Kocie futro. Sobota, sobota imieniny kota. Co mu się w tej głowie pierdzieli. Jaka sobota? Nie da sobie rady. No nie da, kurna. Albo łyknie i umrze, albo nie łyknie i umrze. I kurna, poezja, umrze i umrze, i tak umrze. Ale ma język jak tarkę. Tarkę, marchewka tarta, tartak, tarararara… Znowu te koty. Niech się zamkną. Drą mordy jak by je ktoś obdzierał ze skóry. A przecież one są ze skóry. AAAAAAAAAA!!!!!! Boi się! Ale się kurna boi. Gdzie jest telefon. Telefon, halo, halo centaralo, centralo, lalo, lalo, gumowa lalo. – Tato, halo, przyjedź, ja nie dam sobie rady, nie dam rady, balu, balu z kostuchą, beret mam zryty, halo, tato, centralo, przyjedź, zrób coś z tymi kotami.
Jest, ale jakiś dziwny, głaszcze mnie po głowie. Głaszcze kurna, a ja taki lepiący. Od tych kotów i tych potworów z mięsem i śluzem. On ma takie pazury jak te koty i rycerze z niego wychodzą. Stary, a kawał chłopa. Ale mnie wziął, pod pachę, jak dzieciaka. Ale benzyną pachnie, benzyna, benzyna, dziewczyna, paliwo, pali, gaz. Ale poszedłem w gaz. Jasne jarzeniowe światło, fartuch zielony, różowy, zielony, różowy, anioł z igłą. Ale mnie telepie. Uderzam łbem w ścianę. Poduszka? Gdzie poduszka? Dlaczego wychodzą z niej koty. Ciepło. Tak jak by do żył wlewali mi ciepło. Ulga, ulga, zasnąć, zasnąć, aaa, kotki dwa, szaro bure obydwa, nic nie będą robiły tylko detoks czyniły, czyniły, czyniły.
- Detoks alkoholowy to nie dieta cud, nie ziołowe herbatki i tłoczone soki z jarmużu i czosnku, to też nie zdrowy styl życia. To poważne działanie, które pomaga w bezpieczny dla organizmu sposób wyjść z ciągu alkoholowego. Może być pierwszym etapem terapii, albo jedynie, zniesieniem konsekwencji picia tylko po to, żeby móc pić dalej.
- Uzależniony organizm po nagłym odstawieniu alkoholu jest w szoku chemicznym. Jeżeli ciąg trwa długo konsekwencje dalszego picia mogą być bardzo poważne, ale nagłe odstawienie może być równie groźne. Szok chemiczny to często zaburzenia oddychania, zaburzenia rytmu serca, nadciśnienie, problemy gastryczne i neurologiczne (padaczka poalkoholowa) i psychoza alkoholowa. To fatalne samopoczucie, potworny lęk, bezsenność, gonitwa myśli, sałatka słowna, omamy, niepokój, wymioty, drżenie mięśni.
- Prawidłowa detoksykacja trwa co najmniej 3 – 7 dni i odbywa się pod ścisłym nadzorem personelu medycznego (lekarz, pielęgniarka, terapeuta). Leczenie polega na uzupełnianiu płynów i elektrolitów, witamin z grupy B, oraz leków zmniejszających ryzyko wystąpienia epilepsji, drgawek i arytmii. To niezbędne. Ponieważ na tym etapie alkoholizm nie jest tylko chorobą woli. To też uzależnienie chemiczne wymagające pomocy farmakologicznej. Przy pomocy kroplówek, organizm oczyszcza się z toksyn.
- Detoks i co dalej? No właśnie co dalej? Dalej już wszystko zależy od woli. Czy chcesz pić dalej, do kolejnego detoksu, czy chcesz zmienić przyzwyczajenia i jakość życia i podjąć terapię. Wszystko zależy od Ciebie. Kiedy ktoś bliski przywiezie Cię na odtrucie, jesteś wrakiem, po odtruciu jesteś człowiekiem w znacznie lepszej formie. Boisz się tego? Zapamiętaj, jak się czułeś, czego się bałeś, kogo zawiodłeś? Zapamiętaj to i zadaj sobie pytanie – co dalej? Tylko Ty znasz odpowiedź.
- Niektórzy alkoholicy, potrafią sami wyprowadzić się z ciągu, stopniowo zmniejszają ilości alkoholu, proszą bliskich, żeby przy nich pobyli, piją witaminy, łykają potas, jedzą warzywne przeciery i piją kefiry, biorą prysznice i stają na nogi. Ryzykowne to kroki. Bo nigdy nie wiemy, jak zareaguje organizm po kolejnym ciągu. Nie wiadomo czy omamy nie będą tak silne, że doprowadzą do całkowitej destrukcji, agresji wobec bliskich albo samobójczej śmierci. Możesz też dostać zawału, wylewu albo pęknie Ci wątroba. Nie polecamy takiego rozwiązania.
- Potrafimy Cię odtruć i potrafimy iść z Tobą dalej drogą trzeźwienia. Jeżeli podejmiesz decyzje, że się podreperujesz i chcesz pić znowu, dalej musisz iść sam.
Pamiętaj – zawsze czekamy na Ciebie i wierzymy, że się odważysz zaprzyjaźnić z trzeźwością.