Trwała przy nim. Chociaż traciła szacunek do siebie. Trwała, bo cały czas ufała, że się uda. Uderzała w siebie. Płakała, histeryzowała, trzęsła się, wyrywała włosy z głowy, tłukła butelki, błagała…. I bała się. Bała się cały czas. Strach nie pozwalał jej spać, jeść i zaciskał jej gardło. Zaczęła brać leki przeciwdepresyjne, które trochę spłyciły emocje, wygłuszyły – ale tak jak by tylko na zewnątrz. W środku miała cały czas tsunami.
Aż w końcu straciła nadzieję. Dziewczyny na grupie dla współuzależnionych mówiły, że cały czas wierzą… A ona nie umiała. Tak bardzo tęskniła za tą nadzieją. Ta nadzieja pozwalała jej marzyć, trwać w przekonaniu, że tym razem się uda, że on naprawdę chce.
Kiedy bycie z nim mimo ogromnej miłości, którą czuła stało się nie do zniesienia, odeszła. Odeszła nie dlatego, że chciała go porzucić jak ścierkę. Jest dla niej miłością. Odeszła, bo musiała ratować siebie. Życie bez nadziei jest jak wyrok, jest tylko lękiem i strachem. Nie mogła się rozsypać. Ratowała siebie dla swoich synów, dla rodziców…
Liczyła, że on tę jej bezradność weźmie w swoje ręce, że jak Karolak się ogarnie (w końcu udowodnił, że chce i będzie trzeźwy swojej miłości Marii Czubaszek, chociaż ta trzymała go na dystans, bo też przestała wierzyć). Wierzyła, że on odbuduje jej nadzieję, przestanie pić, zacznie trzeźwo myśleć (podobno suchy alkoholik zaczyna trzeźwo myśleć po roku). I przyjdzie trzeźwy, po terapii i w terapii i powolutku, powolutku ją oswoi, swoją trzeźwością. Będzie o siebie dbał, przestanie palić, będzie prowadził dzienniczek uczuć, chodził na mitingi, planował dzień. I powie jej – Kochanie jestem, rok z tobą, chociaż bez ciebie. Dziękuję, że byłaś nieprzejednana, rozumiem, że nie umiałaś inaczej, ale to nas uratowało. Teraz mam większe szanse. Ale on to dalej marnował, dalej pił, a ona chociaż odeszła bała się.
Ale zadziałało zupełnie inaczej. On myślał tylko o sobie i swojej tęsknocie. Tęsknił za nią i kąsał. Wyzywał od najgorszych, a potem przepraszał i zapewniał, że kocha, że te wyzwiska to tylko z bezradności. Że ona powinna go rozumieć. A ona nie potrafiła zrozumieć. Nie wiedziała skąd w nim tyle złości. Zaczęła się go bać. Jeździł przy jej domu, zostawiał kwiaty, wypisywał wiadomości o strasznej treści, szantażował emocjonalnie i cały czas obwiniał. Ale…. Nie przestał pić. Przez ostatnie pół roku odbyła z nim kilka rozmów, w każdej zapewniał, że już nie pije, że ani kropli, ani kieliszka, że jest już czysty i tylko dla niej. Ale kiedy ona mówiła mu, że nie wierzy, że przecież przestał pić tydzień temu, że przez ostatnie pół roku pije ciągle, co miesiąc ciąg, że szarpie ją…. Kiedy, żeby przetrwać to rozstanie zacementowała się tak bardzo, że nie umiała odebrać telefonu i odpisać na smsa. A jak już udało mu się ją złamać i odbierała, to potem była tak rozbita, że dochodziła do siebie prze bardzo długo… Znowu trzęsły jej się ręce, płakała bez powodu… A synowie nie wiedzieli co znowu dzieje się z mamą.
Dokładnie tak jak w moim życiu. Ja wciąż jestem przy nim…tylko mam wrażenie że brak we mnie już emocji….uczuć….I brak .. nadziei …że to kiedyś się skończy. Boję się …Ale wciąż jestem .. bo może to ostatni raz…
Tez to znam
Skończy się jak się zapije, tylko przed tym zniszczy Ciebie
Nie to nie jej wina i powinna pogonić go jak najszybciej.
Po 23 latach odeszłam od takiego męża, była to najlepsza decyzja w moim życiu. Życie jest jedno i warto walczyć o siebie by być szczęśliwą!
Nie mam dokąd odejść. 30 lat trwam w tym zwiazku. Wiem ze sama sobie robie krzywde. Zylam zawsze dla dzieci. Ale co ze mna
A ja walczyłam i wygraliśmy. Jestem bardzo szczęśliwa, bo było warto.
Ja też po 23 latach odeszlam,teraz wiem że żyje i dotarło do mnie że trzeba było to zrobić dużo wcześniej…drogie Panie nie czekajcie aż mąż się zmieni bo to nigdy się nie wydarzy…trzeba ratować siebie
Ja odeszłam po 27 latach . Straciłam dzieci i prawie całą rodzinę . Ukrywałam przed wszystkimi , jaki on jest naprawdę,nawet przed dziećmi , bo się wstydziłam. Chlał piwsko ,zdradzał , sikał do szafy jak się opił . Na samą myśl mi się na wymioty zbiera . A potem rano przepraszał. A ja ciągle wierzyłam ,że się zmieni . I się zmienił dla innej … Czy było warto ? Tak było teraz żyję w spokoju w związku partnerskim . Wiem ole straciłam lat łudząc się obietnicami bez pokrycia. Teraz stoję mocno na nogach i mam wspaniałe oparcie w moim partnerze .
Odeszlam po 23 latach i byla to najlepsza decyzja. Teraz jest mi bardzo ciezko ale mam spokoj i klade sie spac nie bojąc się. Czekam na rozwod.
Ja przeżywam teraz to samo… Kolejny raz mnie zawiódł… Który to raz składa obietnice bez pokrycia.. Nie zliczę… Nie przyjechał z pracy na Wigilię… Niby wszystko było już załatwienie, był bilet, był spakowany… Czekałam… A dla niego kolejny raz ważniejsza była wódka. Kolejny raz z nią przegrałam….. ALE OSTATNI!!!!!!!!!
Koniec tego już za wiele….
Postawiłam warónek albo życie ze mną albo z wódką
Nie ugnę się… Za moje stracone nerwy, za moje łzy…. Nie albo zacznie się leczyć albo z nami koniec…
Zrobiłam sobie listę za i przeciw , więcej jest na nie… I tego będę się trzymać!!!!!!!!!
Przez 34 kąta tkwię w takim życiu ,jestem u kresu sił