Jonasz wrócił wcale nie tak późno…Pewnie 22.00 była… Zrobili z Krzychem połóweczke… Noo może dwie? Chyba jednak trzy, bo tak jakoś go kołysało, że ledwo po schodach wlazł. „Ohoho przechyły i przechyły. Ohoho za falą fala mknie, ohohoho trzymajcie się dziewczyny…” śpiewał sobie, jak tak wchodził po tych schodach. Trzecie piętro jak w mordę dał. Dobra! Zamknij ryja! – powiedział do siebie, musiał teraz cichutko otworzyć drzwi i się położyć, żeby Ania się nie zorientowała, że tak go giba. Musi jej powiedzieć, żeby na żagle w lecie pojechali. Jak kiedyś. To były czasy…. „Ohoho, przechyły i przechyły…” Klucz nie chciał trafić do dziurki. – No! Kurna! I jeszcze raz! – roześmiał się w głos – Jak dzięciołek, kurna! I jeszcze raz! Kiedy już, już prawie mu się udało, drzwi gwałtownie się otworzyły, a on wpadł do środka. – Jonasz! Na miłość Boską! Znowu to samo! A tak przyrzekałeś! Trzy dni wytrzymałeś! – to Anka. Ale się darła. – Cicho kobieto. Nic się nie dzieje! Oj, przepraszam! – cienko zapiszczał – Czknęło mi się! Ania szarpała go za rękaw koszuli. – Kładź się pijaczku drobny. Cholera nadała tego Krzyśka. Czy ty rozumu nie masz? – Czego mnie tak szarpiesz jak psa? To co ja nawet nie mogę piwka z kumplem z dawnych lat się napić? O! Asieńka! -w drzwiach małego pokoju stanęła ich pięcioletnia córka. – Maluńka moja! Tatuś wrócił! Poczekaj, poczekaj, gdzieś ja tu miałem lizaczka z kogucikiem…
– Jonasz idź spać do cholery jasnej! Dzieciak już spał. – Anka znowu zaczęła go szarpać – Jeszcze Janka obudzisz, a on ma jutro zawody, musi się wyspać.
Mała się rozpłakała. – Tatuś… Lizaka! – No widzisz Asieńka mama niedobra, szarpie tatusia i lizaczka nie pozwala dać, ale ććśśśś – jak mama zaśnie to tatuś ci da po kryjomu. – puścił oko do córeczki.
– Jonasz! Do cholery! Do łóżka! – Anka zatargała go do pokoju i pchnęła na kanapę. – Dobra, dobra! Spokój kobieto! – mruknął i go odcięło. Tak mu jakoś w głowie huczało. Chyba mu się wydawało, że jest na łodzi i musi się wysikać. No szczać mu się chciało na potęgę. Wstał, rozpiął rozporek i …. O jaka ulga. – Jonasz! – Anka zaczęła go szarpać i tłuc – Cholera, ale się schlał! Na telewizor wariacie sikasz! – Nnnnna jaaaki telefisooor ….ekkkkk. …. Taaaaaj sssssspokói, ekkkkooobittooo ….. Położył się na ziemi.
Otworzył oczy. Chyba świtało. Anka zdejmowała mu spodnie, odpinała koszulę. Przecierała mu twarz mokrym ręcznikiem. – Jonasz, wstań, przenieś się na łóżko, zmarzniesz tutaj. – szeptała.
Pomogła mu wstać, zarzuciła sobie jego ramię na szyję i zaprowadziła do łóżka. Tam założyła mu piżamę. Ale go ssało. – Aniusia daj mi seteczkę, proszę. – zamruczał.
– Jonasz, nie trzymam wódki w domu! Na głowę upadłeś!
– Idę! – wstał gwałtownie, zachybotało go i znowu upadł i zasnął.
Rano usłyszał, jak Ania mówi do Janka – Janek, spiesz się synku. Żebyś zdążył do szkoły. Ale najpierw poleć do Mazgałowej na róg i kup pół litra dla ojca. Znowu popił, a ja nie chcę, żeby po melinach się szlajał. Już niech w domu chla!
– Mamusia, ale jak to tak? Nie kupię! Niech tata przestanie! – jęknął Janek.
– No już synuś. Sama nie mogę iść, bo muszę go pilnować, po za tym Asieńka jeszcze śpi, obudził ją w nocy. Szanty śpiewał kretyn. Masz 50 zł, czekoladę sobie jeszcze kup. Dalej synuś, leć! A ja do roboty ojca zadzwonię, powiem, że chory. Znowu muszę kłamać… Same problemy. Że ten ojciec nie może się wziąć za siebie. Co za cholera! – utyskiwała.
– Mamo, nie kupię. Przecież kilka dni temu wylewałaś do zlewu wszystkie flaszki ojca, a on na klęczkach Ci obiecywał, że już nigdy, przenigdy się nie napije. I co ? Ledwo siniaki ci zeszły i po wódkę mnie dla niego wysyłasz? – Janek nie dawał za wygraną.
– Jezuuuu ale mnie ssie! No niech ten szczeniak idzie, bo sam pójdę! – Jonasz krzyknął z pokoju.
Wstał z wyra i przeszedł do przedpokoju. W ustach miał sucho. Oczy go piekły. Pijany jak małpa, ale niedopity. Czuł jak wzbiera w nim złość. – Andzia po co dzieciakowi z głowy mydło robisz. Jedno piwko wczoraj wypiłem. Leć Janek, bo gości dzisiaj mamy. To nie dla mnie flacha, to dla nich….
Język jak papier ścierny stawał kołkiem w ustach. Pić!
– Nie pójdę Tato.
– Co za szczeniak!
Jonasz zaczął wciągać spodnie. – A co one takie mokre? Zaszczane? Kurna Anka nie mogłaś mnie pilnować?!!
– Mogłam, nie mogłam, na telewizor się zlałeś! Kładź się Jonasz nigdzie nie pójdziesz. Janek już leci.
– Nie pójdę mamo!
– Idź, szybciutko. Tatuś musi się wódki napić, bo zbije mamusię. – Asiunia w różowej koszulce nocnej popchnęła brata.
– Cicho bądźcie, bo dzwonię. Halo? Pani Madziu proszę przekazać panu kierownikowi, że Jonasz dzisiaj nie przyjdzie. Wczoraj spadł z drabiny i wypadł mu dysk. Jest w szpitalu na izbie przyjęć. Nie wiem, ile zwolnienia mu dadzą. Może go nastawią i jutro będzie. Tak wiem to już czwarty raz w tym miesiącu. No taki ma ten kręgosłup słaby…
– Co ty kurna kobieto ze mnie kalekę robisz? Idę do roboty. Spodnie czyste mi daj. I koszulę.
– Jonasz ja cię nie wypuszczę! Znowu się zacznie. Przeczekajmy. – prosiła Anka.
Przestawił ją wkurzony nie na żarty i wyszedł. Mazgałowa ze sklepu na rogu bez proszenia podała mu trzy czwarte. Zapłacił i jeszcze zanim wyszedł ze sklepu, wziął kilka łyków. Ruszył nad Wisłę, tam na pewno już kumple się zebrali.
Zobaczył, że w jego kierunku idzie mała Asiunia. – Tatusiu, chodź do domu. Mamusia mnie po Ciebie wysłała….
– Wracaj królewno do domu. Tatuś do pracy idzie. Przyjdę wieczorem z lizakiem kogucikiem. Wracaj, uspokój mamusie, jakaś nerwowa ostatnio jest….
- Co chatka to zagadka! Mówią terapeuci! Każdy dom, rodzina w której jednym z członków jest alkohol, kryje swoje tajemnice. Za ścianami rozgrywa się dramat, żony, dzieci, mężowie, matki ojcowie…. Korowód, który łamie wszystkich.
- Czy kiedykolwiek zastanawialiście się co robi alkohol z waszym życiem. Jeżeli jesteś alkoholikiem, twoi bliscy są współuzależnieni. Ty pijesz, a oni chronią twoje uzależnienie, dają ci komfort picia, usprawiedliwiają nieobecności w pracy, zmieniają ubrania na czyste, kupują lub wylewają alkohol i za każdym razem wierzą w każdą Twoją fałszywą obietnicę.
- Dzieci na początku niemi obserwatorzy tych sytuacji, delegowane przez rodziców do ich konfliktów, stają się też współuzależnione. Wchodzą w rolę sojusznika któregoś z rodziców, idą na konfrontację lub otorbiają się i udają, że niczego nie widzą.
- To zamknięte koło należy przerwać. Alkoholik potrzebuje realnego wsparcia w trzeźwości, współuzależniony potrzebuje pomocy w wyjściu z toksycznej przestrzeni, a dzieci potrzebują, spokoju, miłości i beztroski.
- Czy myśleliście kiedyś o wspólnym programie naprawczym? Jeżeli alkoholik zaczyna się leczyć, a jego żona, lub mąż nie pracują nad swoim współuzależnieniem jest duże ryzyko, że się nie uda.
- Idźcie obydwoje na terapię. Rozwińcie skrzydła i spróbujcie rozpocząć nowe życie. Zróbcie nowe rozdanie i zbudujcie trzeźwią relację na nowo.
- A jak on przyjdzie pijany, brudny i śpiewający szanty to pozwól mu obudzić się na podłodze, w takim stanie jakim przyszedł. Nie myj go, nie przebieraj w piżamę, nie układaj w pachnącym, czystym łóżku, nie dzwoń do pracy, żeby go usprawiedliwić, nie wylewaj wódki i nie kupuj jej, żeby został w domu. Zajmij się sobą!
- Spójrzcie w oczy swoich dzieci. Czy warto niszczyć im jakość życia i dawać taki bagaż doświadczeń, który nie będzie pomagał w dorosłym życiu?
- Idą wakacje! Pomyślcie o turnusie rodzinnym który pomoże Wam odbudować te relacje – w trzeźwości. Naprawdę warto!
- Trzymamy za Was kciuki!